Kiedyś to było… Ale czy na pewno?
Nad tematem edukacji osób słabowidzących i niewidomych zastanowiła się Sylwia Ziarnik, wspominając swój własny czas w szkole. Zapraszamy do przeczytania.
“Od urodzenia jestem osobą słabowidzącą. Pochodzę z małej miejscowości w województwie świętokrzyskim. Uczyłam się więc w małej wiejskiej szkole podstawowej. W czasie, kiedy rozpoczęłam edukację nie było jeszcze nauczycieli wspomagających. Musiałam sobie radzić sama.
Byłam jedynym dzieckiem z niepełnosprawnością w całej placówce. Nauczyciele niezbyt wiedzieli jak mi pomóc. Jedynym, na co mogłam liczyć były książki z powiększonym drukiem. Koleżanki czytały mi z tablicy, to co nauczyciele na niej pisali.
Najgorsze było to, że musiałam po lekcjach przepisywać zeszyty z matematyki i fizyki. O ile polski nadążałam przepisywać w szkole, o tyle fizyka i matematyka stanowiły problem. Spowodowało to moją nieustającą niechęć do tych przedmiotów.
W liceum było podobnie, ale przynajmniej słuchałam lektor szkolnych na kasetach. W podstawówce cała moja rodzina była zaangażowana w czytanie lektor. Przynajmniej nadrobili zaległości.
Studia w Krakowie były już trochę łatwiejsze, tzn. stwarzały większe możliwości. Koleżanki były bardzo empatyczne, chyba też z racji kierunku. Studiowałam bowiem pedagogikę specjalną. Nie miałam jeszcze wówczas asystenta, ale moi znajomi byli najlepszym grupowym asystentem. Do dnia dzisiejszego jestem im za to wdzięczna. Studia były najpiękniejszym okresem w moim życiu, co nie ma wiele wspólnego z nauką.
Aktualnie uczniowie i studenci mają znacznie łatwiej. Mogą mieć nauczyciela wspomagającego lub asystenta dydaktycznego. Poza tym coraz więcej książek jest w formie audio.
Mimo to, nie żałuję, że moja edukacja była taka jak opisałam. Codzienne zmagania kształtowały mój charakter i pozwoliły uwierzyć w siebie. Czasem trudności wychodzą nam na dobre, czego jestem przykładem.”
Jeśli zainteresował Was temat edukacji i osób niewidomych, zapraszamy do Centrum WOMAI na wystawę “W stronę ciemności”.
Autor: Sylwia Ziarnik