O utracie wzroku opowiada bez skrępowania

Przecież to tylko jeden z wielu etapów w jego życiu.

Stało się to w jedno słoneczne, majowe popołudnie. W jednej chwili obraz przed okiem przecięła mu jaskrawa, różowa linia. To był początek utraty tak ważnego zmysłu, jakim jest wzrok. Sytuacja pogarszała się z godziny na godzinę, obraz zaczął się odłamywać, zniekształcać, jakby patrzył przez spód kołyszącej się szklanki. Lekarze jednoznacznie stwierdzili odwarstwienie siatkówki – bez możliwości leczenia. Ta diagnoza była jak wyrok.

Bezsilność lekarzy, ciągnące się wizyty, tułanie się od szpitala do szpitala przytłaczały coraz bardziej. Rodzina zadawała sobie pytanie: czy to naprawdę musi tak wyglądać? Nikt nie zasłużył sobie na taki los, ale choroba nie wybiera. Dla Kamila nieubłagany koniec stał się początkiem zupełnie innego życia. Życia, w którym obraz zastąpiony jest dźwiękiem, dotykiem, węchem i smakiem, a świat poznaje się za pomocą tej oto mieszanki zmysłów.

Z czym zazwyczaj kojarzy nam się niewidomy? 

Biała laska, bez której nie rusza się ani na krok, wyciemnione okulary, żeby ukryć ślady zmagania się z chorobą. Zapewne niespecjalnie dba o wygląd, po co miałby to robić, skoro i tak nie zobaczy swojego odbicia w lustrze. Wydaje się, że taka osoba żyje dzięki pomocy innych, przecież samo wyjście z domu jest dla niej całodzienną wyprawą. I na tym kończą się nasze wyobrażenia. Stop. Czy to nie brzmi jak zaściankowe myślenie nas, osób widzących, ograniczonych i zaślepionych poczuciem wyższości nad niepełnosprawnymi?

Jednak Kamil lubi zaskakiwać, 

nie tylko swoich najbliższych i ludzi z jego otoczenia, ale również samego siebie. Oto przykład: niewidomy postanowił zostać doktorem historii. Absurd! W jaki sposób osoba pozbawiona wzroku miałaby studiować historię – naukę, której podstawą jest czytanie, nie wspominając o samym doktoracie. Trzeba być albo bardzo odważnym, albo postradać wszystkie zmysły. Nie wszystkie… wystarczy jeden. Wielu może uznać to za smutny żart, ale Kamil postanowił udowodnić, że w tym szaleństwie jest metoda.

Nikogo nie powinno dziwić, że od początku studiów niewidomy napotkał szereg trudności: na uczelni nie było ani jednego biura osób niepełnosprawnych, więc wszelkiej pomocy trzeba było szukać na własną rękę. O książkach w alfabecie Braille’a można było pomarzyć, a audiobooki należały do rzadkości. Nic dziwnego, w końcu niewidomi na uczelni byli ewenementem. Na 15 tysięcy studentów zdarzał się jeden taki przypadek. Na szczęście życzliwość ludzka nie zna granic. Wykładowcy, poruszeni silną wolą i upartością Kamila, chętnie udostępniali mu materiały i pomagali w spisywaniu wykładów.

Jego pomysły zadziwiają, ale też fascynują. 

O wszystkich opowiada w Centrum Nauki i Zmysłów WOMAI w Krakowie, gdzie pracuje jako przewodnik na wystawie ,,w stronę ciemności”. Praca z ludźmi sprawia mu ogromną satysfakcję. Będąc tak doświadczonym przez życie, ale idąc w zaparte, sam działał na rzecz niepełnosprawnych. Uczęszczał na wolontariaty hospicyjne, podczas których uczył dzieci angielskiego. Pomagał na świetlicach terapeutycznych, aż w końcu założył własne stowarzyszenie.

On sam nie uważa siebie za bohatera, dla niego to zbyt wyniosłe słowo używane często bez pokrycia. Ma jednak swój cel. Chciałby nauczyć ludzi, że nie warto wierzyć w stereotypy. Warto natomiast uruchomić wyobraźnię, gdyż tam, gdzie racjonalne rozumowanie zawodzi, wyobraźnia otwiera przed nami szereg możliwości. Idąc na przekór społecznym konwenansom, można wysnuć wniosek, że niewidomi widzą więcej niż my, widzący, jesteśmy sobie w stanie wyobrazić.

Autor – Małgorzata Lebica | Fotograf – Jakub Przewoźnik

pl_PLPolski